Zrozumieć problem
Pęcherz nie jest naszym sprzymierzeńcem w przestrzeni publicznej. Tak często podkreśla się, że odpowiednie nawodnienie jest kluczowe do zachowania zdrowia (i oczywiście, że jest – celowe doprowadzanie do niezdrowego odwodnienia organizmu nie jest optymalnym rozwiązaniem), ale rzadko mówimy o tym, co ze sobą począć, jak już wypijemy te dwa litry wody ;)
Infrastruktura miejska (nie wspominając już o wiejskiej!) jest, niestety, nieprzyjazna kobietom. Jest stosunkowo niewiele toalet publicznych, z których można by swobodnie skorzystać. Ich ilość jest niewystarczająca na nasze potrzeby. W dodatku do niektórych z nich wejdziemy wyłącznie za opłatą, a w erze płacenia kartą czy telefonem zdarza się, że zwyczajnie nie mamy przy sobie żadnych drobniaków. Proszenie o możliwość skorzystania z toalety w kawiarni czy restauracji, obok której tylko przechodzimy, wzmaga w nas poczucie zażenowania i upokorzenia.

Skąd pojęcie „smycz moczowa”?
Co ciekawe, termin „smycz moczowa” (ang. urinary leash) nie jest tak naprawdę niczym nowym. Otóż swoje korzenie ma już w wiktoriańskiej Anglii. Wówczas większość toalet publicznych przeznaczona była dla mężczyzn. W związku z tym kobiety miały ograniczone możliwości opuszczania domu – podróżowały jedynie tak daleko, na ile pozwalał im ich własny pęcherz. Wybranie się w odwiedziny do dalszej rodziny czy znajomych było często po prostu nieosiągalne dla kobiet. Wykluczenie ich z przestrzeni publicznej idealnie wpisywało się w obraz uległej kury domowej, przykutej łańcuchem (albo przywiązanej smyczą) do swojego domu. Tak więc tradycja braku publicznych toalet dla kobiet sięga aż po XIX w.
Smycz moczowa w liczbach – garść statystyk
- Według statystyk Banku Światowego (dane WASH Poverty Diagnostic), pół miliarda (13%) kobiet na świecie nie ma dostępu do miejsca, w którym mogłyby godnie i z zachowaniem prywatności defekować i, najprawdopodobniej, zadbać też o higienę menstruacyjną.*
- Według informacji podanych przez Najwyższą Izbę Kontroli, w 2011 r. na jeden publiczny szalet przypadało niemal 12 tysięcy Polaków!**
- Jak Polska wypada pod tym względem na tle innych krajów Europy? Cóż, nie znalazła się nawet w rankingu The Portland Loo. W czołówce państw UE z największą liczbą toalet publicznych przypadających na 100 tysięcy mieszkańców figurują kolejno: Islandia, Szwajcaria, Nowa Zelandia, Finlandia i Australia.***
Da się! Na przykładzie Australii, Nowej Zelandii i Szwajcarii
Skoro już mówimy o standardach światowych, warto przyjrzeć się temu, jak problem dostępności publicznych toalet dla kobiet rozwiązywany jest w innych krajach. Oto kilka przykładów:
- W Australii funkcjonuje mobilna apka finansowana przez rząd, w której można sprawdzić lokalizację najbliższego WC (a jest ich w bazie ponad 23 tysiące). Można je przefiltrować pod kątem godzin otwarcia, poziomu dostępności, udogodnień dla maluchów i nie tylko. Dzięki temu nie trzeba szukać toalety dłużej niż kilka sekund!****
- W Nowej Zelandii znajdziemy system Use our Loos – lokalne kawiarnie, sklepy i podobne miejsca umieszczają w widocznym miejscu specjalną naklejkę, dzięki której wiadomo, że skorzystamy w nich z toalety zupełnie bezpłatnie w godzinach otwarcia.
- W Szwajcarii toalety publiczne znane są z wysokiego poziomu higieny. Zwykle są one utrzymane w czystości, otwarte 24 h na dobę, wyraźnie oznaczone i ogólnodostępne: zainstalowane na stacjach kolejowych, w sklepach, parkach czy ośrodkach górskich.
Kobiety na straconej pozycji
Dlaczego właściwie to kobiety mają tak duże trudności z dostępem do WC? Powodów jest naprawdę sporo.
Statystycznie potrzebujemy więcej czasu w toalecie niż mężczyźni.
By się wysikać, musimy ściągnąć dolną część garderoby (w przeciwieństwie do szybkiego rozpięcia rozporka). A jeśli mamy na sobie kombinezon, sprawa dodatkowo się komplikuje. Nie wszystkie nasze ubrania w ogóle mają rozporek – czasem są dość obcisłe, więc trzeba się lekko nagimnastykować, by je zdjąć. Długie spódnice czy sukienki wymagają dodatkowej logistyki, by ich nie ubrudzić. Ułożenie podkładki z papieru toaletowego na desce to kolejna cenna minuta.
Oszczędne czasowo wydaje się sikanie „na Małysza”, bo unikamy kontaktu skórnego z toaletą – ale, choć stanowi JAKIEŚ rozwiązanie, jest potwornie niekorzystne dla naszych mięśni dna miednicy. Nie wspominając już o osobach, dla których taka pozycja w ogóle nie wchodzi w grę – np. ze względów zdrowotnych, ograniczonej mobilności czy niepełnosprawności.
Zdarza się, że żeby wymknąć się z parunasto- czy nawet kilkudziesięciominutowej kolejki, decydujemy się iść do toalety dla osób z niepełnosprawnościami, mimo że wcale nie zaliczamy się do tej grupy. Tak bardzo chce nam się siku, że w desperacji eksplorujemy inne możliwości skorzystania z toalety, nawet jeśli doskonale zdajemy sobie sprawę, że możemy w ten sposób utrudnić życie osobom z problemami zdrowotnymi. I wcale nie czujemy się z tym okej.
W ramach ciekawostki nadmienię też, że według statystyk YouGov UK (2017) niemal ⅓ mężczyzn w ogóle nie myje rąk po skorzystaniu z publicznej toalety (sic!). Efektywne mycie rąk powinno zajmować minimum 30 sekund. Ups, ktoś tu oszczędza cenne sekundy na podstawowej czynności sanitarnej.
Menstruujemy.
Zmiana podpaski, tamponu, kubeczka czy innego środka menstruacyjnego bywa czasochłonna, ale też problematyczna. A to z kilku względów.
Przykładowo, kubeczek lub dysk trzeba wyjąć z pochwy (oczywiście uprzednio dezynfekując dłonie), następnie je opróżnić, potem przepłukać wodą, a na koniec ponownie zaaplikować do pochwy i umyć ręce jeszcze raz.
Mogą zdarzyć się nam przecieki na bieliźnie, którymi należy się w toalecie zająć (jak? Cóż, kreatywności odmówić nam nie można). W dodatku kobiety z intensywnymi miesiączkami muszą zmieniać środki menstruacyjne nawet co dwie godziny. A kiedy okres nas zaskoczy, trzeba „ratować się” prowizorycznymi środkami ochrony, czyli np. wypychać majtki papierem toaletowym.
Krew wymusza też na nas jeszcze większą potrzebę dbania o higienę – musimy użyć mokrych chusteczek, by dokładnie oczyścić okolice intymne i uniknąć infekcji, odparzeń czy nieprzyjemnego zapachu.
Częściej mamy infekcje układu moczowego.
Budowa naszego ciała niestety sprzyja zapadaniu na infekcje. Ujście cewki moczowej jest w bezpośrednim sąsiedztwie wejścia do pochwy, a niewiele dalej – odbytu. Przenoszenie bakterii z jednego otworu do drugiego naraża nas na nieprzyjemne konsekwencje; na przykład: kłucie, pieczenie i parcie na pęcherz. W czasie trwania infekcji chodzimy więc do toalety często, ale bywa, że jesteśmy w stanie wysikać zaledwie parę kropli. Dlatego niedługo po tym wracamy do łazienki, i tak w kółko. Duże odległości od toalet publicznych (a tym bardziej brak dostępu do nich) to wielki kłopot, gdy zmagamy się z zapaleniem pęcherza.
Toalety potrafią być obskurne.
Niejednokrotnie słyszałam od koleżanek, że wolą wstrzymywać siku i cierpieć katusze w trakcie długiej drogi do domowej toalety niż wysikać się w publicznej. A to ze względu na kiepskie warunki higieniczne. Czujemy się obrzydzone i boimy się, że złapiemy infekcję lub zarazimy się chorobą, siadając na desce. Wiele z nas jest sceptycznych co do poziomu higieny toalet publicznych, dlatego dodatkowe minuty poświęcamy na ułożenie podkładki z papieru, by w ogóle móc usiąść. Nierzadko brakuje papieru toaletowego, a nawet mydła. To realne zaniedbania, przez które obniża się nasze poczucie godności i przez które nie możemy spełnić swoich podstawowych potrzeb, jak np. umycie rąk. Wątpliwa kondycja urządzeń sanitarnych (w tym toi toi) skutecznie zniechęca do korzystania z dostępnych toalet.
Jesteśmy (a przynajmniej bywamy) w ciąży.
Kiedy dziecko rośnie i rozwija się w macicy, naturalnie zajmuje coraz więcej miejsca. Narządy stają się ściśnięte, a na pęcherz wywierany jest duży nacisk. To z kolei powoduje, że jego pojemność jest znacznie ograniczona – a przecież musimy dużo pić! W praktyce znaczy to po prostu, że co chwilę chce się nam sikać. Niektóre kobiety specjalnie się odwadniają, w obawie, że potem nie będą miały gdzie oddać moczu – nie dość, że jest to przykre, to też po prostu niebezpieczne dla zdrowia. Fakt, że muszą korzystać z toalety z większą częstotliwością będąc w ciąży, powinien skłaniać do wdrażania lepszych rozwiązań w planowaniu przestrzeni miejskiej.
Domyślnie to my mamy załatwiać potrzeby dzieci.
Pokoje „dla mamy z dzieckiem” to standard. Dlaczego by nie pomyśleć o pokojach dla… rodzica z dzieckiem? Z góry zakłada się, że to naszą rolą jako matek jest zaprowadzanie dzieci do łazienki. Jeśli nie mamy do dyspozycji dedykowanego pokoju, bierzemy ze sobą dziecko do klasycznej, damskiej toalety. Ogarnięcie malucha, zmiana pieluchy i inne niezbędne czynności również wydłużają czas, który musimy spędzić w łazience. A co za tym idzie, kolejka do kabiny wydłuża się niemiłosiernie. Brak toalet dla kobiet to jedno, ale brak konsensusu w społeczeństwie, że ojciec dziecka jest jego równoprawnym opiekunem, a nie tylko pomocnikiem w „ogarnianiu”, to drugi i równie istotny problem.
Nie mamy przywileju poczucia bezpieczeństwa.
Nie jest tajemnicą, że mężczyźni nagminnie oddają mocz w miejscach publicznych do tego nieprzeznaczonych – mniej lub bardziej dyskretnie (i choć jest to absolutnie nieprzystojne i niesmaczne, to zapewne wiele razy w kryzysowych sytuacjach im tego zazdrościłyśmy!). Wychodząc z domu, duża część z nich pewnie nie odczuwa wielkiego stresu na myśl o nagłej potrzebie zaspokojenia potrzeb fizjologicznych. Kobiety, nawet gdyby chciały, musiałyby liczyć się ze znacznie większym obnażeniem ciała i wystawieniem na widok przechodniów. A wobec tego także potencjalnie na akty fizycznej przemocy seksualnej lub, w łagodniejszym scenariuszu, catcalling.
Głosy kobiet – jak na ich życie wpływa smycz moczowa?
„Jedna z sytuacji, która przychodzi mi przychodzi do głowy, to wyjście z seansu w kinie i gigantyczna kolejka do damskiej toalety – ok. 10 osób przede mną. Do męskiej, standardowo, nikogo nie było. To jest taki niekomfortowy moment, bo zastanawiasz się, czy być tą osobą, która się przełamie i pójdzie jako pierwsza do męskiej. Tylko że tam są pisuary i trzeba przejść obok osób, które z nich korzystają. Miałam już tak pełny pęcherz, że wykorzystałam moment, kiedy akurat ktoś wyszedł z męskiej, żebym na nikogo nie wpadła” – Helena, 24 lata, Warszawa
„Zdecydowanie ograniczam picie napojów i zawsze korzystam z toalety przed wyjściem z domu po to, żeby pierwszą rzeczą w mojej głowie po opuszczeniu domu nie było to, że muszę znaleźć toaletę. Tego typu stres jest mniejszy kiedy jadę do miejsc już mi znanych, albo takich gdzie toalety na pewno są dostępne, typu restauracje. Nie tak dawno temu po wyjściu z kina kolejka do damskiej toalety była tak duża, że zdecydowałam się nie czekać. Kino znajdowało się w galerii handlowej, więc miałam nadzieję, że pozostałe toalety będą dostępne. Niestety z racji tego, że była to niedziela, były one zamknięte” – Klaudia, 29 lat, Gdynia
„Bardzo często spotykam się z długimi kolejkami do damskich toalet publicznych. Mój rekord to 20 minut spędzonych w kolejce! Zauważyłam również, że problem ten w większości przypadków dotyczy damskich toalet. Mężczyźni, bez kolejki, swobodnie korzystali ze swoich. Dla mnie tak długie oczekiwanie wiąże się z dużym dyskomfortem i stresem, a dla kobiet w ciąży, czy chorych, tym bardziej stanowi przeszkodę w codziennym funkcjonowaniu” – Laura, 29 lat, Kraków
Wstyd i stres. Czyli co robi nam smycz moczowa
Choć problem może wydawać się błahy i rozdmuchany, jest on przykrą rzeczywistością połowy naszej populacji. Skala jest więc naprawdę ogromna. Skutkiem zjawiska smyczy moczowej są nie tylko dyskomfort psychiczny, ale także fizyczny. Brak odpowiedniej infrastruktury to zarówno kwestia równości, zdrowia publicznego, jak i ekonomii – bo kobiety bez łatwego dostępu do WC w drodze do i z pracy będą zniechęcone do podejmowania aktywności zawodowej w takich niedoposażonych miejscach.
- Planowanie trasy spaceru, która priorytetyzuje dostęp do toalety (w przeciwieństwie do, na przykład, ładnych widoków i kontaktu z naturą), potęguje w nas lęk i fobie. Że znajdziemy się w potrzasku. Że doznamy upokorzenia. Że trzeba będzie poradzić sobie z uczuciem ogromnej desperacji i bezradności. Że skończymy w krzakach. Uczymy się, że nie możemy poczuć się swobodnie, tylko musimy non stop martwić się o przyszłość i mieć się na baczności.
- Ograniczamy wyjścia z domu, czujemy się społecznie wyizolowane i wyalienowane. Problem ten dotyczy zwłaszcza mam, które wolą zostać w domu, gdzie mają łatwy dostęp do toalety – ale w zamian doznają samotności, bo spotkanie na mieście z przyjaciółką oraz maluchem pod pachą wydaje się być zbyt wielkim, skomplikowanym przedsięwzięciem. W takiej sytuacji łatwo jest dać się wykluczyć z życia towarzyskiego i aktywności społecznej.
- Sikanie na zapas przekłada się na nasze zdrowie fizyczne. Jest ono o tyle niekorzystne, że niejako przyzwyczaja mózg, by sygnalizował potrzebę oddania moczu, kiedy realnie wcale jej nie ma. Nadreaktywny pęcherz, osłabione mięśnie dna miednicy i inkontynencja (nietrzymanie moczu) to potencjalne powikłania, z którymi trzeba się liczyć, jeśli regularnie praktykujemy sikanie na zapas.
- Z kolei brak możliwości skorzystania z toalety poza domem (a tym samym zadbania o należytą higienę podczas miesiączki) może powodować infekcje lub doprowadzać do odwodnienia organizmu, jeśli umyślnie unikamy picia wody, żeby uniknąć konieczności szukania WC.
Czy smycz moczowa przywiązuje wyłącznie kobiety?
Nie. Brak odpowiedniego dostępu do publicznych toalet to szerszy problem. Każda osoba musi się nawadniać – i oczywiście wypite litry trzeba potem wydalić. Dlatego o wykluczeniu możemy mówić także w kontekście:
- osób starszych, u których inkontynencja jest dość powszechna,
- osób z chorobami przewlekłymi, takimi jak np. cukrzyca (typu 1 i 2), nadreaktywność pęcherza czy stwardnienie rozsiane,
- osób z niepełnosprawnościami.
Lepszy dostęp do urządzeń sanitarnych jest więc tematem, którym warto się zainteresować także poza kręgami kobiecymi.
Rozwiązania problemu. Czy w ogóle istnieją?
Co ważne – smycz moczowa to nie nasza wina. To nie efekt naszej nieporadności czy słabych umiejętności organizacyjnych. Problem jest systemowy i zdecydowanie za duży, byśmy jako jednostki mogły sprawnie go zniwelować. Jako kobiety nieraz udowodniłyśmy, że potrafimy się zmobilizować i zjednoczyć we wspólnej sprawie – np. ubóstwa menstruacyjnego. Akcja Menstruacja to jeden z wielu przykładów inicjatyw, w ramach których wzięłyśmy sprawy w swoje ręce, bo osoby decyzyjne wyższego szczebla nie oferowały żadnych alternatyw w ważnych dla nas kwestiach.
Póki zarządy miejskie i architekci przestrzeni publicznej nie zwrócą uwagi na nasze realny potrzeby, wdrażając przystępne i praktyczne rozwiązania, póty trwać będzie upokorzenie kobiet i smycz moczowa będzie zaciskać się nam wokół pęcherza. A to, dosłownie, boli.
Co możemy zrobić?
- Udostępnij ten artykuł na swoim profilu w mediach społecznościowych. Prześlij go znajomym lub członkom lokalnej grupy Facebookowej. W ten sposób nagłaśniasz problem, uświadamiasz i edukujesz otoczenie.
- Porozmawiaj o problemie na sesji rady miejskiej. Albo weź udział w konsultacjach społecznych. Wywieraj nacisk na samorządy, podkreślając wagę zjawiska i powołując się na autentyczne historie.
- Złóż projekt nowej toalety publicznej w swojej miejscowości w ramach budżetu obywatelskiego. Możesz zdobyć poparcie, zbierając podpisy pod swoją petycją o dostępności toalet.
Mówmy o swoich potrzebach na przekór tabu – zróbmy to dla siebie i naszej wspólnej przyszłości.
FAQ – najczęstsze pytania wokół smyczy moczowej
Czy sikanie na zapas szkodzi?
Sikanie „na zapas”, czyli oddawanie moczu bez rzeczywistej potrzeby, może szkodzić. Taki nawyk zaburza naturalną pracę pęcherza i osłabia mięśnie dna miednicy, co z czasem może prowadzić do częstomoczu, nadreaktywności pęcherza, a nawet nietrzymania moczu. – Celina Wycech, fizjoterapeutka uroginekologiczna
Jak radzić sobie z brakiem toalet w mieście?
To oczywiście bardzo niekomfortowa sytuacja, ale musimy jakoś dać radę. Jedną z opcji jest wejście do pobliskiej kawiarni, sklepu czy restauracji i skorzystanie z ichniej łazienki. Być może będziesz musiała dopytać, czy jest taka możliwość – niestety nie wszystkie lokale gastronomiczne udostępniają swoje WC bez zakupienia czegoś z ich oferty, ale spora część nie ma z tym żadnego problemu. Możesz rozejrzeć się również za stacją metra, gdzie stosunkowo często można napotkać toaletę.
Jeśli sytuacja jest patowa i naprawdę wyczerpały Ci się wszystkie możliwości – cóż, postaraj się znaleźć ustronne miejsce, gdzie będziesz w stanie odgrodzić się od wzroku przechodniów, przykucnij i zrób swoje. Pamiętaj, to nie świadczy o Twoim braku kultury – tylko o braku właściwej infrastruktury!
Czy sikanie na Małysza jest zdrowe?
Sikanie „na Małysza”, czyli w pozycji pochylonej do przodu w półprzysiadzie nad toaletą, nie jest zdrowe. Taka pozycja utrudnia pełne opróżnienie pęcherza, zwiększa napięcie mięśni dna miednicy i może prowadzić do zalegania moczu, co sprzyja infekcjom dróg moczowych i zaburzeniom mikcji. – Celina Wycech, fizjoterapeutka uroginekologiczna
______________
Źródła:
***https://portlandloo.com/which-cities-have-the-most-toilets-in-the-us-and-the-world/